Maciej "Sasha" Zalewski

Siergiej

"...Że Przetrawieni Krzywdą powstaną
Skruszą się Ci, co na Niej wyrośli
Że można żrącą Szyderstwa Pianą
Otworzyć Oczy Sprawiedliwości...
(...)
...Że Młodość w Życiu się nie rozmyje
Życie nie tylko będzie Więdnięciem
Że umrze pięknie Co pięknie żyje
I że po Śmierci przetrwa w Pamięci...

...Że można jasno dostrzec w Ciemności
Co Złe, co Dobre, co Pył, co Diament
Odrzucić Pierwsze, Drugie ugościć
W Sercu, gdzie włada Ład, a nie Zamęt...

...By żyć nie żywiąc Ławic Pętaków
I nadaremno nie wzywać Nieba
Trzeba wciąż żywić Nadzieję jakąś
Wrew sobie sobą żywić Ją trzeba..."

(J. Kaczmarski "Nadzieja śmiełowska")

Pytałeś mnie niegdyś, przyjacielu, może już tego nie pamiętasz, dlaczego jestem łysy. Odpowiedziałem Ci wówczas, że uczyniłem odpowiedni ślub. Najpierwszym przykazaniem mego Zakonu jest mówić tylko prawdę, i to, co Ci wówczas powiedziałem było nią, tak jak i to co mówię teraz. Jednak teraz, po raz drugi odpowiem Ci na tamto pytanie, wyjawiając Ci moją tajemnicę - w ten sposób rozwieję Twoje wątpliwości i potwierdzę Twoje podejrzenia. Ślub, że zgolę każdy włos na moim ciele uczyniłem po to, aby móc odpowiadać na pytanie które mi naówczas zadałeś. Wiedz jednak, że odkąd wyszedłem z łona matki, aż po dziś dzień na moim ciele nie wyrósł żaden włos. Nie wyrósł i nigdy nie wyrośnie. Nie patrz tak na mnie! Tak! Zostałem naznaczony skazą Chaosu, a złamać mojego ślubowania nie jestem w stanie... Czynisz święte znaki... Starasz się nie dostrzegać tego, co oczywiste, tego co cię otacza. Otwórz wreszcie oczy i spojrzyj dookoła! Co drugie dziecko, które rodzi się tutaj nie wygląda normalnie, a duża część pozostałych zostanie spaczona w późniejszym okresie swego nędznego żywota. Chaos, to straszna potęga, przyjacielu. Niektórym spacza ciało, innym umysł, jeszcze innym jedno i drugie. Jednak wiedz, że wyganiając i zabijając nas, krzywdzicie samych siebie. Bo my jesteśmy częścią was, należymy do was, tak jak i wy należycie do nas. Prawda, wielu z nas was nienawidzi tak, jak wy nienawidzicie nas. Nie da się ukryć, że w umysłach części moich braci nienawiść zasiał Chaos. Jednak większość z nas nienawidzi was, bo pozbawiacie nas wszystkiego, naszych praw, naszego życia. Nienawiść moich braci wynika z krzywd jakie od was doznali. Myślisz teraz pewnie o krzywdach jakie my zadaliśmy wam, myślisz o ohydnych zbrodniach, rytualnym mordowaniu kobiet i dzieci, bandach potworów, które szaleją po lasach, kąpiąc się w krwi niewinnych. Niewinnych! I ty uważasz, że jesteście bez winy! Otóż dowiedz się, że za większość bezeceństw jesteście tak samo odpowiedzialni jak i oni, a czasem nawet bardziej! Czy wiesz, że Strażnicy Białego Wilka, zabijają każdego, w kim zauważą cokolwiek, co im się nie spodoba? Wiesz?! Kiedyś, gdy jako wyrostek, maszerowałem ośnieżonymi ulicami miasta Todbringerów, zauważyłem piękną kobietę. Szła powoli, otuliwszy siebie i niesione na rękach niemowlę, wytartym płaszczem, tak, że wystawała tylko główka dziecka. Skuliła się i przyspieszyła kroku, słysząc nieprzystojne uwagi i łakomy wzrok, jakimi obrzucił ją przejeżdżający stępa konny patrol Białych Wilków. Los jej i jej dziecka przesądziło to, że w tym właśnie momencie, niemowlę wystawiło rączkę spod płaszcza. Jeden z Wilków, warcząc jak bestia, rzucił się na nią z konia, przewracając ją na zaśnieżony bruk, usiłując wyrwać jej dziecko. Wkrótce pomogli mu towarzysze... Gdy dopięli swego, jeden z nich wziął je i chwytając za nóżki rozbił jego główkę o kamienną ścianę jednego z domów, a jego ciałko po prostu rzucił do rynsztoka. Wszystko to działo się na oczach tej biednej kobiety. W tym czasie pozostali sprawnie zdarli z niej odzienie, w poszukiwaniu widocznych mutacji. Chyba nie udało im się niczego znaleźć, bo nie zabili jej, ale jeden z nich przywiązał nagą kobietę za włosy, do swojego konia. Gdy odjeżdżali, widziałem jeszcze przez łzy, jak ciągną po śniegu nagie ciało. Do dzisiaj nie mogę zapomnieć rozpaczliwego krzyku tej matki, na której oczach zamordowano jej własne, niewinne dziecko! Dlaczego?! Tylko dlatego, że miało po 6 palców u każdej z rączek...

Tak przyjacielu. Nienawiść dzieckiem śmiertelnego strachu, jak powiedział kiedyś pewien starożytny myśliciel. Nienawidzicie nas, bo boicie się nas. Nienawidzicie nas za to, że nas nie rozumiecie, za to że choć niekiedy nasz wygląd budzi w was odrazę, boicie się, że niektórzy z nas mogą okazać się od was lepsi. Krzywdzicie nas, budząc w nas również nienawiść. Niektórzy z nas mszczą się na was, często tych których im najłatwiej dosięgnąć - podróżnych, bezbronnych - liczy się sam fakt zabicia Czystego. I to, że nasza zemsta często sięga niewinnych, także budzi waszą nienawiść.

Ale Ciebie interesuje pewnie bardziej moja historia. Cóż, moi rodzice byli normalnymi ludźmi. Mój ojciec Viktor Teodorowicz, był żołnierzem w armii Cara Kislevu, służył w doborowej Chorągwi Zoltana. Przybył do Middenheim, wraz z małym oddziałem swoich towarzyszy, natomiast do Praag, wyjechał podobny oddział Rycerzy Pantery, chyba pamiętasz tą sławną wymianę między Imperium a Kislevem? Podczas kilkuletniego pobytu w Mieście Wilka, poznał moją matkę, Annę Kerzer, która, jako że była uczona w piśmie, pracowała natenczas jako urzędniczka w biurze podatkowym grafa. Rychło została jego żoną, a na po ich ślubie, gratulacje złożył im osobiście sam młody naówczas syn grafa Helmuta, jego wysokość Boris Todbringer. Kiedy ja się urodziłem, a było to podobno latem 2489 roku, ich radość nie miała granic. Szybko jednak okazało się, że jestem spaczony.

Zapomniałem powiedzieć Ci, że w owym czasie, moja matka była działaczką wśród Millenistów - tajnego zgromadzenia o charakterze rewolucyjnym, walczącego z uciskiem, rozwieszającego ulotki, dokonującego zuchwałych kradzieży z kasy miejskiej. Mój ojciec, po żarliwych namowach mej biednej matki, także przystąpił, choć bez entuzjazmu, do owej organizacji. Do mojej matki, z racji jej stanowiska, doszły wieści o planowanym "uciszeniu na zawsze tej bandy podżegaczy", przez którą ludność wymigiwała się od płacenia podatków, która w zuchwały sposób rabowała państwowe pieniądze i rozdawała je ubogim (najprawdopodobniej sposobem: "9 dla mnie, 3 dla organizacji, 1 dla ludu" ;)) - moja matka oczywiście powiadowiła o tym organizację. Niestety Middenheim słynie z tego, że ściany mają uszy, a graf tajne służby, które sprawnie chwytają wszelkich rewolucjonistów. Prawie całą ogranizację ujęto, włączając w to moich rodziców. Część skazano na śmierć - w tym moją matkę, część (zwłaszcza mężczyzn) - na ciężkie roboty do kamieniołomów w Górach Słonych, niedaleko Salzenmund, innych do garnizonów na północy.

Miałem wtedy 5 lat, i wiedziałem już że "Jak Siergiuszku nie będziesz nosił czapeczki, to przyjdą źli panowie i zrobią Tobie i mamusi krzywdę". Ojca od tego czasu nie widziałem. Po egzekucji matki, nikt się mną nie zainteresował, zaopiekowała się mną jedynie przyjaciółka mojej matki - pani Emilia Walter. Chowała mnie w ukryciu, poznałem jednak jej dwie nastoletnie już wówczas córki Helgę i Katarinę, oraz syna Rudolfa i jej męża Johanna - krawca. Jednak oni, dla bezpieczeństwa nie przyznawali się do mnie a i ja wiedziałem, że jakby mnie ktoś spotkał, to nie znam ich. W owym czasie, jako mały dzieciak, szwendałem się często bez celu po mieście. Moim ulubionym miejscem był antykwariat kupca Albrechta. Starzec ów handlował starymi księgami i mapami, poza tym miał ogromną słabość do fajki i długich opowieści o dalekich stronach, ja zaś często przychodziłem do jego zakładu, by pooglądać kolorowe karty, na których mieściły się i miasta, i rzeki, i morza i lądy. Albrecht był świadom tego, kim jestem, jednak nie przeszkadzało mu to. Nauczył mnie nawet jako-tako składać litery. Jego częstym gościem był pewien kapłan - ojciec Enebald, który często przychodził dyskutować z Albrechtem o sprawach, o których do dziś nie mam pojęcia. Zresztą w owym czasie nauczyłem już się kryć z moją odmiennością i od biedy, kłamać na jej temat. W owym czasie, mimo tego, że od pani Emilii miałem zapewnione jedzenie i nocleg w komórce, wychowywała mnie ulica - wolałem bardziej emocjonujące życie. Wkupiłem się w łaski bandy podobnych mi, małych złodziejaszków, buszujących w tłumie na targu, po to by ukraść jabłko lub marchewkę ze straganu. Do dziś pamiętam naszego przywódcę, Antona Kluczyka, który wysługiwał się mną kiedy tylko mógł ("Kto wchodzi na ten mur? Łysy!"). Zresztą, gdy miałem jakieś dziesięć lat, na dobre wrosłem w złodziejski światek - trenowałem się w sztuce w jednym z "pokoi treningowych" gildii, a moim opiekunem został Jednooki Adolf - w sumie dużo mnie nauczył, jednak był bardzo surowy, gdy coś mi nie wychodziło - do dzisiaj mam jedno ucho dłuższe :). Jednak w owym czasie zdarzało mi sie pracować uczciwie - niekiedy jako chłopiec na posyłki w gildii kupieckiej (znasz kupca Vladimira z Kislevu? A może Huberta Grubego? No to może Henriego Delvaux? Nie? Szkoda... Nawiasem mówiąc, jedyny kupiec, który nie był skąpcem, to właśnie Henri) innym razem jako stajenny w gospodzie ("Graf Manfred - do dzisiaj ją pamiętam i jej szefa - jak miał na imię? - nie pamiętam). W owym to właśnie czasie zrozumiałem, jak bardzo nienawidzicie mutantów, usłyszałem słowo Chaos. Jednak nie dane mi było skończyć mojej łotrowskiej kariery - ojciec Enebald zabrał mnie do klasztoru, daleko w Górach Słonych, w Bresemchen. Dlaczego stamtąd nie uciekłem? Nie wiem do dziś. Jednak wiem, że gdybym dłużej przebywał w Middenheim, w końcu złapano by mnie na gorącym uczynku przy jakiejś kradzieży, a wówczas z pewnością wyszło by na jaw, że jestem mutantem. Dlaczego nie nosiłem peruki? Sam nie wiem, zresztą pewnie by mi ciągle spadała. Zostałem nowicjuszem w Zakonie Prawdy. Kilka nastepnych lat spędziłem na nauce i modlitwie. Wtedy dokładniej poznałem panią Mądrości i Sprawiedliwości. Jednak mój przeklęty charakter i wówczas nie dawał mi spokoju. Byłem żądny wiedzy - nie chciało mi się zbytnio uczyć psalmów i klasycznego. Szukałem wszystkiego, co dotyczy mnie, mnie podobnych i Chaosu - także dzieł, które były na indeksie - a muszę Ci powiedzieć, że i takich było wiele w naszej bibliotece. Oczywiście nie znaczy to wcale, że były dostępne dla byle nowicjusza - jednak od czego są wytrychy (Niech będą dzięki Jednookiemu Adolfowi za to, że nauczył mnie się nimi dość dobrze posługiwać). W klasztorze umiejętność posługiwania się nimi, jak i skradania, doprowadziłem do perfekcji. Do dziś widzę ojca Hieronima, który nie może wyjść ze zdziwienia, co się stało z kopą świec które zniknęły z magazynu - a muszę Ci powiedzieć, że czytałem głównie nocami, bo wtedy jedynie miałem czas - dlatego noszę na nosie te śmieszne szkiełka.

Mimo wszystko udało mi się zostać kapłanem pani, która obdarzyła mnie także Mocą. Poprosiłem opata Dagberta, aby pozwolił mi na przejście z Zakonu Prawdy, do Zakonu Pielgrzymów - moja natura buntowała się przeciw temu, aby resztę życia spędzić za murami. Moja prośba została rozpatrzona i odpowiedziano na nią pozytywnie - mogłem podróżować i głosić wiarę!

Pytasz, co jest sensem mojego życia - powiem Ci. Żyję dla mojej Pani i żyje dla moich braci - tych w Verenie i tych, którzy chowają się po lasach i zaułkach. Może kiedyś, ktoś dowie się kim byłem i jak żyłem, może zrozumie, że nie wszyscy spaczeni są źli. Może przestaniemy się wreszcie nienawidzić i kto wie? Może kiedyś zostaniemy pełnoprawnymi mieszkańcami Imperium, tak jak wy nimi jesteście...

Jeszcze kilka słów o sobie...

Urodziwszy się w 2489, mam (chyba jest 2512, 3 rok panowania J.C.M. K.F.) w obecnej chwili 23 lata, jednak naprawdę trudno określić wiek osoby łysej (niekiedy nawet płeć - sam tego doświadczyłem - ale o tym innym razem - Sasha). Ubrany jestem w białe szaty kapłańskie z kapturem (jak pani Verena przykazała), na szyi na rzemyku wisi symbol mojej Pani, a zarazem symbol Zakonu Pielgrzymów - waga, która zawieszona jest na rękojeści miecza, skierowanego w dół (symbol jest ze stali). Na nogach sandały, chociaż przyzwyczajony jestem do chodzenia boso. Na zimę specjalne onuce i wysokie buty - przydział ze świątyni. W ręku nieodłączna laska pielgrzyma. Co prawda jej końcówka jest zakończona żelazem - reguła mojego zakonu mówi, że laska ma być drewniana, ale nie mówi nic o zakończeniu (!). W dodatku po "strzepnięciu nią", z metalowego końca wysuwa się ok. 10 centymetrowy szpikulec, blokując się w tej pozycji - aby go schować z powrotem należy przekręcić go lekko w lewo (jakieś 60 stopni) i wepchnąć do środka, przezwyciężając opór sprężyny. Dzięki temu niekiedy można zmienić laskę w krótką dzidę - ale nie zawsze - niestety mechanizm ma tą główną wadę, że okucie raczej winno być noszone w dolnej części laski, za czym zdarza mu się zacinać z powodu zabrudzenia, zapiaszczenia itp. Mechanizm ten zamontował mi krasnoludzki przyjaciel Rudolfa Waltera - prowadzi teraz życie ludzkiego agenta dla krasnoludzkiej gildii w Middenheim - nie za darmo oczywiście (he he). W sumie przeszedłem pewne przeszkolenie w używaniu laski dla celów obronnych - jak każdy Zakonnik Pielgrzymujący - nie znaczy to jednak, że jestem doświadczonym wojownikiem - po prostu jestem nieco lepiej przygotowany do walki niż zakonnicy "stacjonarni" Cóż jeszcze? Jak wiadomo (mi i Zakonowi), złożyłem ślubowanie aby w sprawie mojej mutacji móc ominąć Pierwsze Przykazanie Zakonu, nie łamiąc go - sam opat Dagbert podsunął mi ten pomysł. Do wyposażenia pielgrzyma, należy także biała, płócienna torba na ramię, w której zwykle znajduje się trochę jedzenia, coś do picia, drugi komplet szat, w które zawinięte są... wytrychy - (czasami się przydają, ale zawsze w dobrej wierze - naprawdę stałem się uczciwym wyznawcą Bogini Sprawiedliwości). Cóż jeszcze w mojej torbie - sakiewka z drobnymi dla celów reprezentacyjnych - czasami się przydają - Pielgrzymowie winni zdobytą wiedzę i pieniądze przekazywać na rzecz najbliższych przybytków Vereny, dlatego są tam tylko grosze - na kilka posiłków, kilka noclegów w karczmach. Torba kryje jeszcze hubkę i krzesiwo, nóż (do krojenia chleba! - a co ty myślałeś?), a także kilka piór inkaust, zwinięte w rulon kilka kawałków pergaminu i oprawiony w sztywną skórę zeszyt (mam zwyczaj pisać pamiętnik) , kilka świec (woskowych) i małą lampkę (na świece), oraz zawinięte w szmatkę miniaturową olejarkę i pędzelek - do utrzymywania mechanizmu laski w jako - takim stanie.

Obowiązki Pielgrzyma - przede wszyskim chodzić, szerzyć wiarę, zwłaszcza swoją postawą poza tym przestrzegać przykazań - być prawdomównym, bezstronnym, nie uciekać od próśb o sprawiedliwy osąd lub pośredniczenie, szanować i wykonywać polecenia starszych - także innych zakonów Vereny.
 
 

Jak oceniasz ten artykuł?
[5/5] - Doskonały!
[4/5] - Niezły
[3/5] - Taki sobie
[2/5] - Słaby
[1/5] - Beznadziejny!
Twój komentarz:
Imię/Nick:      Mail:      Strona:
Powiadamianie o odpowiedzi.    (zabezp. przeciw robotom)
  zobacz wyniki
Poleć artykuł znajomemu
Do:
Wiadomość i podpis:
 

(C) Sasha, Gliwice 2001-2009. Wszystkie dokumenty w Grocie Cienia objęte są prawem autorskim. Publikowanie ich na innych stronach netu tylko za wyraźną zgodą autorów.