Maciej "Sasha" Zalewski

Völker Foucault

A więc jednak przyszli! Tak jak sugerował Reinhardt: trójka ludzi, młode niedoświadczone hieny. Przepraszam: sępy, w końcu wzięli ze sobą nosze. Dwóch przy grobie i zapalona latarnia. W dodatku nieumiejętnie postawiona - co z tego, że ze światłem kierunkowym. Jeden na czatach - bez światła. Elementarne błędy. Mógłbym się czuć obrażony przez taki brak szacunku, w końcu chyba staram się, by cmentarz obrósł legendą. Z drugiej strony muszę przyznać że idzie im to nadspodziewanie cicho i sprawnie. Widywałem już przypadki bardziej beznadziejnej głupoty. Kiedyś inna banda sępów wtarabaniła się na cmentarz z dwukołową taczką, do tego nie najlepiej naoliwioną i poskrzypującą. Taczkę naoliwiłem i zatrzymałem sobie na pamiątkę. Stoi w komórce przy kaplicy cmentarnej i czasami się przydaje. Ci chociaż mają nosze. Swoją drogą ciekawe, skąd je skombinowali, nie sądzę by Reinhardt aż tak im ułatwiał. Zresztą nie ma to teraz większego znaczenia.

Najważniejsze, by żaden nie zdołał uciec. Zaczniemy od tego na czatach. Stanął sobie za daleko od reszty. Jeden strzał z kuszy w serce, tamci zajęci kopaniem nie zdołają usłyszeć. Od Adelbergów miałbym go jak na dłoni. Ale trafię stąd, będzie trudniej ale sobie poradzę. Nie będę przechodził tunelem, zwłaszcza że kamień od ich grobowca jest trochę głośny. No a bransoletkę od pani Adelberg wstyd się przyznać pożyczyłem i zastawiłem - nie dość że się u nich zapożyczyłem to będę jeszcze im w wiecznym odpoczynku przeszkadzał. Trochę taktu! Ale bransoletkę oddam, tak jak zwykle oddam, czy zdarzyło się żebym kiedykolwiek nie oddał? No dobrze, raz nie zdążyłem odebrać tamtego miecza i Jednooki już go sprzedał, ale odkupiłem Ulrichowi podobny i dorzuciłem jeszcze sporo złota w ramach przeprosin i zadośćuczynienia. Pogrzebani mają swoje prawa. Ich własność pozostaje ich własnością, wprawdzie nieużywaną, ale zawsze. Nie należy ich oszukiwać.

Tymczasem naładowałem kuszę. Dobrą kuszę. Kusze rzadko stają się dobre same z siebie - trzeba o nie dbać. Ta jeszcze mnie nigdy nie zawiodła, jest celna, zabójcza i cicha, zarówno przy ładowaniu jak i strzelaniu. Cichy brzęk zwalnianej cięciwy. Panie Śmierci, przyjmij i tę nędzną, sępią duszyczkę do swojego Królestwa i wybacz jej grzechy. I moje przy okazji też, gdyby nie sprawiło Ci to większego kłopotu.

Teraz bez pośpiechu, ale i bez zbytniego tracenia czasu. Najpierw znowu naładujemy kuszę. Tak na wszelki wypadek. Tak samo na wszelki wypadek gdyby któryś miał się wymknąć, założyłem dwie linki na alejce i rozsypałem kolczatki. Mimo wszystko nie ufam zbytnio tej zaawansowanej gnomiej technice. Samopowtarzalny pistolet strzałkowy może i jest efektowny i szybkostrzelny ale czasami się zacina. Teraz upewnić się że ten nie żyje. W porządku, chyba zaczyna mnie zżerać rutyna. Oho! Jeszcze się nie dokopali. I nic dziwnego, do kopania grobów podchodzę odpowiedzialnie. Nazwałbym to honorem grabarza. Swoją drogą ciekawe kiedy mnie zauważą. Gdyby nie używali tej latarni tylko przyzwyczaili wzrok i pracowali w ciemności, mogliby mnie już dojrzeć. A tak mają zwężone źrenice i nie widzą dobrze w ciemności, na dodatek sami się tym światłem afiszują. Odbezpieczę ten gnomi wynalazek i zanim się spostrzegą każdy powinień zarobić po dwie strzałki. Ten nowy specyfik Reinhardta działa szybciej i dłużej. Przy odrobinie szczęścia sprzedam mu dwóch żywych pacjentów. Potem tu wszystko uprzątnąć. Jednooki weźmie ode mnie ten ich szpadel, oskard, latarnie i nosze. Pewnie mają też coś przy sobie. Złota, nawet po uregulowaniu wszystkich długów (także odkupieniu bransoletki pani Adelberg) powinno wystarczyć na długo. Może nawet na pół roku. Cóż, przypieczętowali swoją zgubę zgadzając się dostarczyć mu świeże ciało z cmentarza. Paskudni bezcześciciele bez zasad!

Reinhardta znam od dawna i z tego co wiem robi coś dla wojska. Może jakąś tajną broń, nie jestem do końca pewien, na alchemii nie znam się szczególnie, w każdym razie jego badania są szczodrze dotowane. Na tyle szczodrze, że za każdego żywego "ochotnika" może płacić mi po 75ZK. A do tego czasami trzeba pochować ofiary eksperymentów - to też kosztuje, a ja mam z tego, od ojca Sebastiana procenty. Ojciec Sebastian to w ogóle osoba na długą opowieść, krótko można o nim powiedzieć, że to dobry człowiek, wyjątkowo dobry nawet jak na kapłana. Znam go od czasu zarazy, a odkąd razem udało nam się wytępić i wypędzić trupojadów, pozwala mi mieszkać w kaplicy i w ogóle na cmentarzu. W sumie jestem z nim szczery. Nie wie chyba tylko o moich układach finansowych z pogrzebanymi i o tamtych księgach, którą znalazłem przy tym ożywiaczu umarłych. Trochę nie daje mi to spokoju. Ale przecież od czytania jeszcze nikomu nic złego się nie stało. Zresztą teraz są poważniejsze problemy. Choćby Hilda Ohnekopf. Niby pochowana w poświęconej ziemi, a jednak chodzi, jej sylwetka przechadza się alejkami koło swojego grobowca. Widziałem na własne oczy, jak jej widmowa dłoń chwyciła i zacisnęła się na sercu jakiejś hieny, gasząc jej życie. Dlatego tam, w północno wschodni rejon niechętnie się zapuszczam. A kiedy już zmuszony jestem tam przebywać po zmroku, zawsze ustępuje jej drogi. Zwyczajnie uciekam. Jestem pewien, że święty symbol Kruka noszony na szyi w jej przypadku nie zdałby się na nic. Poza tym moje sny. Śpię głównie w dzień i rzadko cokolwiek mi się śni, ale wczoraj i dzisiaj miałem sny. Śniło mi się że jestem w grobowcu, którego nie znam. Nagle słychać dobiegający zewsząd cichy, przeciągły jęk. Pękają zmurszałe wieka trumien, martwe ciała zaczynają wygrzebywać się z ziemi, ze wszystkich grobów. Ja kulę się przerażony wewnątrz grobowca. W końcu wyglądam i widzę na jakimś podwyższeniu postać w płaszczu z kapturem skrywającym jej twarz, a dookoła niej ściśnięci stoją umarli. To śniło mi się wczoraj.

Dzisiaj śniłem, że wraz z umarłymi idę nocą polną drogą, za postacią w kapturze. Na niebie Mannslieb świeci w pełni. Kiedy jestem o krok od postaci w płaszczu chwytam ją za ramię i zdzieram kaptur. Widzę ohydnie trupiobladą, wysuszoną twarz lecz bez wątpienia jest to moja twarz. W rękach postaci nagle pojawia się sztylet, który momentalnie zostaje we mnie wbity. Zaczynam krzyczeć z bólu i budzę się z tym krzykiem. Mam złe przeczucia, że coś się wydarzy, i to niedługo...


Informacje o Völkerze Foucault

  • syn bogatego kupca,
  • rodzinę i majątek stracił w trakcie zarazy,
  • piśmienny, zna się trochę na rachunkowości - był uczony na następcę ojca
  • trochę nauczył się później od Reinhardta i ojca Sebastiana,
  • z racji wykonywanego zawodu raczej silny,
  • dobrze widzi w ciemności, strzela, skrada się
a tak w ogóle to oczywiście postać albo jej tło możesz pozmieniać żeby pasowały do Twoich przygód...
 
 

Jak oceniasz ten artykuł?
[5/5] - Doskonały!
[4/5] - Niezły
[3/5] - Taki sobie
[2/5] - Słaby
[1/5] - Beznadziejny!
Twój komentarz:
Imię/Nick:      Mail:      Strona:
Powiadamianie o odpowiedzi.    (zabezp. przeciw robotom)
  zobacz wyniki
Poleć artykuł znajomemu
Do:
Wiadomość i podpis:
 

(C) Sasha, Gliwice 2001-2009. Wszystkie dokumenty w Grocie Cienia objęte są prawem autorskim. Publikowanie ich na innych stronach netu tylko za wyraźną zgodą autorów.