Marek "Strzyga" Szubert

Yvo

Urodził się. Była zimna, deszczowa noc. Ciężarna kobieta, głośno jęcząc pod murem jednej z oblepionej brudem kamieniczek tej gorszej dzielnicy miasta, wsparła się o niego, poczym siarczyście zaklęła. Strużki zimnego deszczu zlewały się z jej potem parując na rozgrzanym ciele. Była sama.
Dziewięć miesięcy wcześniej trzech, naszpikowanych czarnym lotosem, żądnych emocji szlachciców przechadzało się tą okolicą, w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Zobaczyli dziewkę, stojącą w ciemnym zaułku miasta. Była brudna, ale ładna.
Wyszedł na świat w towarzystwie wymyślnych przekleństw, które usłyszane przez niejednego kapłana z pewnością stałyby się wystarczającym powodem do spalenia na stosie. Kobieta ujęła go, nie jak matka swe dziecko, lecz tak jak to robią hodowcy z narodzonym bydłem. Chciała by zdechł. Miała zamiar rzucić go do rynsztoku, by szczury, albo inne ścierwo zeżarło go zanim ujrzy światło dnia. Tak sobie wcześniej zaplanowała.
Z obrzydzeniem spojrzała w jego oczy. Nie płakał. Ona tak.
Jest twardy – pomyślała – jak ja. Przez tą krótką chwilę zdała sobie sprawę, że to co trzyma w rękach, to jej syn; niczym nie przypominający tamtych trzech, człowieczek. Niewinny. Nieświadomy okoliczności swego poczęcia. Myślała, że będzie bardziej przypominać swych ojców, a przynajmniej któregoś z nich. Myślała, że nie będzie miała wyrzutów sumienia.
Odrywając kawał brudnej, przemoczonej spódnicy owinęła szczelnie noworodka. Nadal nie płakał.
Ona tak.

Siedem lat... ślęczenia na kolanach... spania pod mostem... wdychania zatęchłego powietrza dzielnicy, którą znienawidził od pierwszego spojrzenia... trzy lata samotności...
Klęczał. Stukoczące o bruk obcasy przechodniów niekiedy zatrzymywały się, by zabrzęczeć miedzią w glinianej misce, którą trzymał w przemarzniętych dłoniach. Czasami słyszał wyrazy współczucia, czasami pogardy – te jednak rzadziej. Nic więcej. Od trzech lat, kiedy to jego matka wyzionęła ducha, był sam. Nigdy jej nie zapomniał. Była dziwna. Czasami go przytulała. Czasami odpychała, jakby z obrzydzeniem. Była jednak jedyną osobą, którą kochał. Reszta to tylko obcasy i głosy.
Wstał. Podniesione czoło, brudnego, siedmioletniego chłopca zmarszczyło się w proteście. Gliniana miska z hukiem roztrzaskała się o kostki brukowe ulicy. Jej niewielka zawartość zabrzęczała ostrym dźwiękiem. Nie został w tym mieście ani chwili dłużej.
Cztery dni drogi. Cztery dni ślepej włóczęgi; ucieczki przed brudem i ubóstwem. Dopiero, kiedy padł z głodu i wycieńczenia, zorientował się , że znajduje się na gęsto porośniętym szatą lasu trakcie; z dala od Nuln. Chwilę potem widział już tylko ciemność; czuł już tylko... nie, wtedy już nic nie czuł.

Obudził się. Było ciepło i miękko. Kiedy otwarł oczy, ujrzał drewniane sklepienie sufitu. Rozejrzał się. Jego mętny wzrok szybko przemknął po niewielkiej izbie. Łóżko, stół. Na stole paliła się świeca, delikatnie otulając ciepłem jego twarz, tańcząc groteskowymi cieniami po sklepieniu. Był czysty; było mu dobrze. Nigdy przedtem nie spał w łóżku, nigdy przedtem nie był tak ciepło okryty kocem.
Albert był szampierzem, który od paru lat, dorobiwszy się odrobiny złota, osiadł w dworku pośród lasów, trzy dni konno od Nuln. Yvo nigdy z nim tam nie jeździł. Brzydził się tego miasta.
Przygarnął chłopca. Uczył go pisma i jeździectwa. Był sam, toteż towarzystwo małego dobrze mu zrobiło; przynajmniej miał komu przekazywać nabytą przez lata wiedzę i doświadczenie.

Po ośmiu latach młody uciekł. Zbyt wysoką cenę płacił za ciepło.

Musiał przetrwać. Nie chciał żebrać. Oduczył się tego. Napawało go to obrzydzeniem, przypominało dzieciństwo i śmierć matki. Najął się jako przepatrywacz u jednego z kupców. Albert dobrze wyszkolił go w jeździectwie. Dużo nie zarabiał, ale na jadło i odrobinę piwa wystarczało.

Zazwyczaj był ponury i małomówny, ale szanowany przez ziomków ze swej drużyny i co ważniejsze przez swego pracodawcę. Był szczęśliwy. Osiągnął swój cel.
Jedynie tylko ciągły brak uśmiechu na jego twarzy świadczył o tym, że widzi świat innymi oczyma.
Widział świat, takim, jaki jest. A był beznamiętny, wyprany z uczuć, przesycony chciwością i głodem; świat obcasów i głosów, pusto dźwięczących wśród murów osad. On to najlepiej czuł; on był sam.

Nigdy jednak nie zapłakał...


Informacje o Ivie

Wiek: 21 lat
Wzrost: 176 cm
Waga: 70 kg
Włosy: długie, blond
Oczy: czarne
Obecna Profesja: Przepatrywacz
Wyznanie: Morr
Charakterystyka:
Sz WW US S Wt Żyw I A Zr CP Int Op SW Ogd
4 37 31 3 4 7 36 1 25 28 32 40 37 40
  +10v +10v +1v   +2v +10v       +10v +10v    
4 47 41 4 4 9 46 1 25 28 42 50 37 40

Umiejętności: czytanie i pisanie, jeździectwo, tropienie, wyczucie kierunku, sekretne znaki zwiadowcy, cichy chód na wsi, broń specjalna Lasso, opieka nad zwierzętami, bijatyka, żebractwo, cichy chód w mieście, uniki, broń specjalna uliczna

Ekwipunek:
  • Tarcza
  • Koszulka Kolcza
  • Łuk
  • Koń
  • Sznur 10m
  • Miecz
 
 

Jak oceniasz ten artykuł?
[5/5] - Doskonały!
[4/5] - Niezły
[3/5] - Taki sobie
[2/5] - Słaby
[1/5] - Beznadziejny!
Twój komentarz:
Imię/Nick:      Mail:      Strona:
Powiadamianie o odpowiedzi.    (zabezp. przeciw robotom)
  zobacz wyniki
Poleć artykuł znajomemu
Do:
Wiadomość i podpis:
 

(C) Sasha, Gliwice 2001-2009. Wszystkie dokumenty w Grocie Cienia objęte są prawem autorskim. Publikowanie ich na innych stronach netu tylko za wyraźną zgodą autorów.