Maciej "Ariel" Radliński

DEVAMPITAUTANATOR

Kojarzony jest z khazalidzkimi cudami techniki i rzeczywiście mówi się o nim jakoby miał się znajdować w Górach Krańca Świata. Choć krasnoludowie nie zaprzeczają, to jednak i nie potwierdzają tej wieści. Ale rzeczywiście słyszano o ich udziale w wykorzystywaniu machiny. Imię wynalazcy nie jest znane, ale najbardziej wiarygodna hipoteza wskazuje na - Takkona Stuzrgrima tuż przed śmiercią zamieszkującego Karak Ungor mędrca. O machinie pisze bowiem Burdgus Blachobrody, jego bodaj najbliższy współpracownik, jego kronikarz i student. Takkon miał rzekomo w wieku 195 lat opuścić twierdzę Karak Ungor podążając w poszukiwaniu śmierci na wschód. Tam jeszcze miał wymyśleć i zbudować jedno ze swych największych dzieł, które raz na zawsze zniszczyłoby ożywieńców śmierci. Zagrożenie Siłami Chaosu zmusiły kransoludów do opracowań obronnych. Dodatkowym atutem za Takkonem jest fakt, że w Karak Ungor podjęto się badań nad wampirami - ich przypadłościami, zwyczajami a nawet budową ciała. Oficjalnie nie poznano wyników, ale szybkie zakończenie badań i pośpieszne pozbycie się materiałów badawczych pozwala wnioskować o ich niepowodzeniu. A jednak wynalazek Takkona może być dowodem na pewien krok naprzód. Sam Burdgus pisze mniej więcej tak:

Tak więc długie lata spędzał Takkon Stuzgrim a ja świadkiem byłem tego co tam [w pracowni - przyp. tłum.] czynił. A kiedy minął czas złożony przełożonym miasta, Takkon zakończył swe badanie i pośpiesznie - tak aby nie ryzykując skutków porusznia Mocy Umarłych - pozbył się wszystkich truposzy jak i labolatorium takowoż. Potem swe notatki i dorobki pracy syntetyzując i układając, oświadczył o tym, że służyć królowi już nie będzie, bo czas śmierci się zbliża i wytykaniem samemu Morgrirowi byłoby nie posłuchać wezwania do złożenia sprawy z życia. Zmartwił się lud Karak Ungor, gdyż nie zanosiło się na to, by miało coś się zmienić w pracach nad bezskutecznym sposobem powstrzymania Mrocznych Przemian. Cała forteca z honorami pożegnała Takkona, on zaś wymknąwszy się z niej podążył na Wschód, gdzie czekawszy na śmierć z planami badań nad maszyną przeciwko Umarłym zbudował i stworzył takową pozostawiając w momencie pracy - dzieło swoje - w Górach oddając się śmierci.

Było to prawdopodobnie w roku 2401 KI.

Burdgus Blachobrody nie nazywa tajemniczej maszyny wprost Devampitautanatorem, Takkon nie nazwał nawet owego cuda, gdyż w przeciwnym razie nazwa ta na pewno widniałaby w zapiskach wiernego kronikarza. Być może mędrzec nie ukończył swego dzieła. Zrobił to za niego Burgdus i nazwał je. Przeciwko tej tezie jest fakt, że w takim układzie nie nazwał tego na cześć swego mistrza, a kradzież "praw autorskich" także ich nie uwzględnienie jest najwyższą zbrodnią przeciw honorowi, a Burgdus dożył swoich dni w poważaniu.

Kilka słów o samej maszynie. Nie do końca wiadomo, jak to działa. Traktowana jako artefakt. Składa się mniej więcej z takich elementów co rusznica. Ma długą cieńką lufę na srebrne kule oraz wielką, krótką lufę, otoczoną innymi malutkimi rurkami - przewodami, łączącą ją z kolbą, która zawierającą tzw. Jądro, przepływajace rurkami do lufy. Wokół urządzenia istnieje delikatna aura magiczna. Odpalana jednym spustem - dźwignią umieszczoną na bocznej ściance lufy. Wibruje lekko w dłoni przez 2-3 rundy, po czym wyrzuca z grubej rury grubą wiązkę światła na odległość do około 130 metrów. Działa na wampira po ewentualnym trafieniu, ale broń działa również na strzelającego wampira/ożywieńca. Devampitautanacja trwa conajmniej od 6 do 30 tur (zależy od stopnia umarłości). Przez ten czas urządzenie jest cały czas automatycznie włączone i tylko przesunięcie lufy, kierujące strumień gdzie indziej przerywa proces. Broń jest podobno nieładowalna (Jądro niewyczerpalne). Dłuższa lufa strzela normalnie kulami - srebrne kule miotane z tej broni zadają wampirom obrażenia traktowane jako atak magiczny. Magazynek (oczywiście ładowalny, znajduje się na spodzie broni, pod "swym" spustem. Tyle zasad działania.

Sekcja devampitautanatora stwierdziła obecność srebrzystego kwarcu jako Jądra. Dźwignia zapala kwarc, i przesysa go do komory zapłonowej, gdzie znajduje się kryształ skupiający (broń wtedy wibruje). Promień wydostaje się z lufy dzięki kryształowi. Nie do końca opanowano wpływ magii na działanie.

Devampitautanator stopniowo wysysa z wampira jego umarłą kwintesencję, czyniąc jego ciało "na powrót" ciałem istoty pozbawionej wampirzej mocy. Dotknięty devampitautanacją wampir nie jest w stanie smakować krwi, przemieniać się, chronić się przed atakami niemagicznymi, widzieć dobrze w ciemności. Jednocześnie nie przestaje być podatny na światło słoneczne, osiki, symbole religijne, itp. Staje się zawieszony w wampiryźmie. Niestety artefakt nie przemienia duszy. Jednocześnie wampir zachowa wszystkie swe cechy (pozytywne i negatywne) jeżeli devampitautanacja nie dobiegła końca (patrz końcówka poprzedniego akapitu) w małym procencie (zależnym od czasu działania broni).

Ale wampir, który raz stał się wampirem nie może wrócić do świata żywych. Jego organizm już nigdy nie będzie organizmem żywego człowieka (czy innej rasy). Przede wszystkim takiego cechuje brak krzepkości krwi (zraniony wykrwawi się a rana nie zasklepi się). Skutki tego są nie najlepsze - zdevampitautanowemu wampirowi nie dostarcza energii ani krew, ani zwykłe pożywienie. Jego ciało obumiera i wysycha w liczbie dni równej jego S. Po tym czasie wampir umiera.

Wampir może w tym czasie paść ofiarą innego wampira, który wyssie z niego krew zastępując swoją i dokonując Przemiany, która w tym przypadku przedłuży życie ofiary, ale nie uczyni jej z powrotem wampirem.

Devampitautanator działać może również na inne ożywieńce nie-eteryczne, poddając je próbie niestabilności z modyfikatorem +20 (na korzyść ożywieńca) za każde trafienie je wiązką światła. Podobno działa też świetnie na skaveny, ale ostatnio zauważają złośliwi na skaveny wszystko zdaje się być dobre - dlatego na wzór devampitautanatora (nie wiadomo czy nie inaczej) stworzono deskavenator. Tym bardziej, że artefakt jest podobny do machin skaveńskich, co mylnie może wskazywać na jego działanie.

Ostatni raz Devampitautanator widziany był w roku 2500 KI we wschodniej części Kislevu za Górami Krańca Świata, na ziemiach zwanych Zorn Uzkul. Był w posiadaniu goblinów, które zrabowały urządzenie z obozu krasnoludzkiego. Podobno oddział krasnoludzkich penetratorów z Karak Ungor, odbił urządzenie i wrócił do swej twierdzy

DESKAVENATOR

Machina ta powstała na wzór i sposób działania devampitautanatora. Narastające ataki skavenów na krasnoludzkie przyczółki w Górach Krańca Świata stopniowo zaczęły doprowadzać do walk niezorganizowanych, poszczególne grupy krasnoludzkich obrońców, chcąc objąć jak największe tereny do pilnowania imały się przeróżnych sposobów na zahamowanie inwazji szczuroludzi. Z czasem wzięło się powiedzenie "Na Skaveny wszystko jest dobre", mające wyrażać nie to, że skaveny można pokonać czymkolwiek, lecz to iż z braku lepszej organizacji trzeba bronić się jak kto umie. W takich okolicznościach gdzieś we wchodnich rubieżach Gór Krańca Świata, w mało znanej twierdzy na linii walk krasnoludzko - skaveńskich powstał deskavenator.

Autorem dzieła jest prawie na pewno Akrim Grothgim Długonosy - pechowy weteran walk. To on albo zbudował albo przynajmniej widział pierwszy, pechowy deskavenator (ten z Jądrem - patrz niżej). Analizując dalsze jego dzieje odkrywamy, że jego oddział, przezeń dowodzony podczas penetracji okolic górskich dostał się w pułapkę szczuroludzi i został rozbity. Grothgim skażony od tej pory spaczniem uciekł z miejsca walki i od tej pory poszukiwał szczęścia na własną rękę, jako zabójca trolli. Pewne jest że znał już wtedy pierwszą wersję deskavenatora, skoro zbudował bliźniaczą wersję drugą.

Odyseja Grothgima, który już pod innym (nieznanym) imieniem anonimowo przemiarzał góry zakończyła się niespodziewanie w roku 2485 KI w Karaz-a-Karak - przybył tam z naturalnymi pooparzonymi tatuażami zabójcy smoków ale co ważniejsze - wtedy już ze zbudowanym deskavenatorem, który pozostawił w twierdzy. Ostatnie jego dzieje nie są znane. Albo oddał się w łaskę hierarchów stolicy i popełnił rytualne samobójstwo, albo opuścił Karaz-a-Karak szukając śmierci dalej śmierci u smoków, co mu się nareszcie udało.

Oryginalnie deskavenator był zbudowany nieomal identycznie jak devampitautanator. Był ciężką bronią palną, ale o cieńkiej, długiej lufie. Broń jednak obudowana, gdyż działa na silnie promieniującą spaczeń, zamkniętą w magazynku. Cała z metalu, ma charakterystyczny błekitny kolor, który nie wiedzieć czemu (i czy to prawda), miał zniechęcać szczuroludzi. Pod pancerzem było również to samo Jądro, co w devampitautanatorze. Strzela bladozielonym promieniem spaczni o dwojakim działaniu (w zależności od celu) Twórca tego dzieła pozostał nieznany. Nie był to prawdopodobnie ani Akrim Grothgim, ani Takkon Blachobrody, wynalazca devampitautanatora Nikt bowiem z otoczenia Grothgima nie potwierdza zainteresowania krasnoluda złożeniem takiej broni, natomiast jeżeli chodzi o Takkona, to ten nigdy nie był zainteresowany bronią przeciwko skavenom. Burgdus Blachobrody poza tym nic o tym nie pisze. Z drugiej zaś strony Grothgim przyniósł do Kara-a-Karak deskavenator który wyglądał niemal identycznie jak pierwszy. A poza tym on też znał się na inżynierii w wystarczającym ku temu stopniu by zbudować obie wersje.

Wynalazca pechowego deskavenatora jest więc kimś anonimowym, kto jednak widział devampitautanator, na którym się wzorował, ale nie pochodził z Karak Ungor, gdyż tam nigdy nie było deskavenatora. Grothgim pasowałby do tych kryteriów - tym bardziej że w pewnym momencie życia był skażony spaczniem - gdyby nie to, że owo skażenie nastąpiło długo po tym jak wynaleziono ów deskavenator. Nie mógł więc być on przyczyną skażenia krasnoluda.

W założeniach pierwszej wersji deskavenatora Jądro i kryształ kierujący miały służyć do kierowania procesem odwracania mutacji u skavenów. Bardzo ambitne założenia, ale nierealne. Spaczeń - nośnik energii rozbijał zawsze kryształ, a równocześnie był jedyną przyswajalną przez swój cel - skaveny - formą deskavenacji. Jądro - jak się okazało później - nie grało żadnej roli w poskramianiu skavenów. Broń zniszczono.

Broń, którą Grothgim przyniósł do Karaz-a-Karak okazała się być sukcesem. I rzeczywiście za jej twórcę prawie na pewno uchodzi Grothgim - nie tylko dlatego, że sam przyznał się do jej skonstruowania ale dlatego, że zawiera tzw. Komorę Zapłonową, będącą komorą zatokową - częścią ciała pochodzącą od Niebieskiego Smoka. A Grothgim - zabójca smoków - nosił na sobie ślady walki z takowym. Fragment tego ciała zabitego przezeń smoka jest składnikiem deskavenatora.

Porównując pechową wersję deskavenatora z jego następcą, widzimy, że Grothgim przebudował go zastępując Jądro czymś zupełnie innym - tzw. Komorą Zapłonową (migdałki smoka, czy jak tego nie zwać). Zasada działania ulega zmianie - odpowiednio spreparowana wiązka spaczni wystrzeliwana z deskavenatora niosła ze sobą ładunek piorunujący z Komory. Spaczeń jest tu nośnikiem. Taki pocisk uderza skavena - spaczeń wraz z ładunkiem rozchodzi się po jego ciele paraliżując ofiarę, gdyż spaczeń wzmacnia moc ładunku. Wysokie nagromadzenie tegoż ładunku rozbija także ekwipunek i broń spaczniową - zniszczeniu ulegają kule gazowe, kadzielnice i inna broń spaczniowa. Eksplozje i zniszczenie nie ranią tak skavena jak uderzenie bezpośrednie, ale atakujący może oberwać ładunkiem uwolnionego spaczenia (100% szans na mutacje za odległość mniejszą niż 3 metry, -10% za każdy metr dalej, można modyfikować w zależności od ilości uwolnionej spaczni - inaczej to bedzie w przypadku zniszczonej spacz-haubicy, a inaczej w przypadku niewielkiej kadzielnicy). Tak więc dobrze wtedy być jak najdalej od celu. Minimalna (bezpieczna) odległość od celu wynosi zatem 13 metrów, modyfikując ją o ilość spaczni, jaką skaven ma przy sobie.

Skaven, oraz dowolna inna postać, żywiąca się spacznią, otrzymuje od deskavenatora K8 obrażeń z S równą 8. Za każde obrażenie (-1 Żw) jest sparalizowany (niezdolny do ruchu) przez rundę.

Dowolna inna postać trafiona wiązką deskavenatora nie otrzymuje obrażeń, ale jest sparalizowana na K6 tur i na 100% automatycznie otrzymuje mutację Chaosu (1 mutacja na 1 strzał).

W każdym przypadku działają amulety i artefakty chroniące przed mutacjami.

Od tamtego czasu w Karaz-a-Karak poszukuje się ochotników którzy przyniosą komorę zatokową z ciała zabitego niebieskiego smoka, dla zbudowania kolejnych kopii deskavenatora ale nic nie wiadomo o tym, czy tego dokonano. Jednocześnie rozchodzą się wieści, że deskavenator Grothgima został zniszczony przez same krasnoludy - w niepowołanych rękach mógłby być bowiem niebezpiecznym źródłem mutacji.

NISCHTCHAOS

[czytaj niszcz-chaos]

Nischtchaos powstał w Praag, przez tamtejszych magów, ale imię konkretnego, właściwego wynalazcy jest nieznane. Mieszkańcy miasta nękanego szczególnie przez Chaos stworzyli mnóstwo rzeczy, służących do ochrony przed nim. Bardzo często były to rzeczy nieprzydatne, ale służące w jakimś stopniu ochronie. Inne sprzęty - głównie magiczne artefakty - zasłynęły wręcz z racji swego przeznaczenia. Jednym z takich artefaktów jest Nischtchaos.

Nischtchaos jest półtoraręcznym toporem z wygrawerowanym Wielkim Runem Śmierci służącym do niszczenia Chaosu w jakiejkolwiek postaci. Najstarszy opis Nischtchaosu zawiera Chwalebna Księga Bohaterów Kislevu:

Stary postrzępione w walkach trzon i poszczerobione lekko ostrze mylnie wskazuje na Nischtchaos jako na bezużyteczny topór, z tą jedynie różnicą że ten ma runy. Jednakże Nischtchaos jest jedną z najpotężniejszych broni jaką kiedykolwiek dłoń ludzka broniła się przed hordami Chaosu. Wielkie dzieło imperialanych i kislevskich magów, którzy jeszcze wiedzeni wielkimi dziełami cesarza Imperium Magnusa byli [po] dziś dzień razi wrogów praworządności. Takoż będzie na wieki, albowiem niezniszczalna to broń jak i honor woja dobywającego go...

Tekst ten pochodzi z roku 2462 KI. Autorem tegoż był kislevski skryba Aleksiej Radensky, nadworny skrybiarz ówczesnego króla Praag. Natomiast oryginał przepisywanej przez niego księgi powstał około 100 lat wcześniej i w oryginale nie ma wzmianki o Nischtchoasie. Co więcej archiwa miasta, które spłonęły za panowania króla Zoltana zawierały wzmiankę o stworzeniu Nischtchaosu około roku 2440 KI. Na pewno zatem Radensky skłamał umieszczając Nischtchaos w czasach Magnusa Pobożnego. Tekst ten raczej ma służyć pochwale Nischtchaosu jak i samej idei walki z Chaosem, o czym świadczą ostatnie słowa przytoczonego fragmentu.

Pierwszym właścicielem był kislevski bohater walk o Kislev, podczas jednego z najazdów hord Chaosu, Boleslav II Gromodzisny - o nim pisze na frontonie Świątyni Ulryka w Boleslavogrodzie a także w Księdze Bohaterów:

...to on, dowódca rycerstwa i wojsk broniących najadalej wysunięty przyczółek - Krasnajon miał zatrzymać główne uderzenie wojsk Chaosu tak długo jak tylko się da - do ostatniego żołnierza. Po wybiciu obrońców Krasnajonu Chaos miał dotrzeć do stolicy, ale w tym czasie obrońcy mieli czas na przygotowanie się. Tymczasem nastąpiła rzecz niesamowita - po dwunastu dni i nocy oblężenia fortecy siły Chaosu musiały ustąpić. Natarcie na Kislev załamało się. Tedy przegrupowały się hufce króla Kislevu i uderzywszy wyparło najeźdźców z przyczółka Krasnajonu. Poległ tedy Boleslav a Krasnajon przeminaowano na jego cześć - Boleslavogrod.

Boleslav II Gromodzisny poległ tak naprawdę ostatniego dnia oblężenia i nie doczekał się opisywanej wyżej kontrofensywy. Dzięki niemu nie doszło do planowanego wybicia obrońców twierdzy kosztem czego miał ocaleć Kislev. Pochowano go z największymi honorami w Krasnajonie i przemianowano go na Boleslavogrod, zaś gwardia stacjonująca tam nosi nazwę Rycerzy Gromodzierżców.

Pogrzeb Boleslava był kolejnym epizodem cudowności Nischtchaosu. Topór pochowano razem z Boleslavem. Tymczasem dwa miesiące później chorągwie Sług Śmierci ponownie zawitały na równinach Boleslavogrodu. W momencie wyruszenia do bitwy przełożony Gromodzierżców i następca Boleslava - Igor III Mocarny odnajduje topór w swej kwaterze ! Nischtchoas zrzadzeniem Bogów "opuścił" ciało Boleslava. Zapiski dotyczace tego cudownego wydarzenia nie uchowały się jednak. Igor wraz z Nischtchaosem poprowadził Gromodzierżców do bitwy.. i przegrał. Zielonoskórzy wojowie zajęli Boleslavogrod jednakże te zrządzenie Opatrzności Bożej pozwoliło zachować cudowny artefakt w rękach obrońców a konkretnie w rękach Igora, który ocalał i wycofał się z bitwy.

Dalsze dzieje artefaktu nie są dokładne. W rękach Igora i jego następców przewędrował do południowego Kislevu, stamtąd do Sylvanii i Ostlandu, by powrócić do Boleslavogrodu, odbitego podówczas przez rycerstwo kislevsko - imperialne, gdzie znajduje się do dnia dzisiejszego w rękach obecnego Najwyższego Gromodzierżcy - Jana I Novotorova z Praag.

SKOWYLOT

Jest dziełem elfich magów, stworzone w samym Loren. Choć historia artefaktu ginie w dziejach i oprócz elfów z Loren nikt nie zna autora, to jednak wiadomo, że Skowylot istnieje po dziś dzień. Ułudę fałszywych legend rozwiewają przesłanki i podania o poszczególnych potyczkach z wampirami i o efektach samego Skowylota. Oto fragment nieznanego autorstwa, choć nazwisko wymienione w tekście wskazuje na Gunthera Braumanna Jr, służącego Magnusa Kaltenbergera, odkrywcy pochodzącego z Kemperbadu (Imperium). Tekst jest fragmentem kroniki z podróży do Loren:

(...) Przemierzywszy więc przez rzekę zwaną przez tubylców jako Alleh posłyszeliśmy opowieści naszego elfiego flisaka co jakoby w jakiejś gwardii Athel-Loren służył pod rozkazami ichniego uczonego będąc był świadkiem jakoby użycia miecza cudownego, którego nazwę mój pan, Kaltenberger przetłumaczył sobie jako Skovyloth "Broń Światła". Oto bowiem przyłożenie ostrza tej niezwykłej broni do jakiegokolwiek żyjącego umarlaka miało pozbawić go owej demonicznej mocy, która daje mu możliwość życia po śmierci. Miecz ten, używany przeciwko wampirom działa szczególnie, bowiem już sam niebieski blask odstrasza je niczym blask słońca. O ostrzu tym mówi nasz przewodnik jakoby z blasku słońca brał swą moc, a oni sami zbiegli ze stolicy elfów niby prześladowani za rzekomą zdradę. Ostatnio miecz nasz widziany był gdzieś na naszej trasie i pan mój, Kaltenberger poświęcił sześć dni na poszukiwanie śladów tegoż niecodzienngo artefaktu, bowiem znał jego wartość a chęć styknięcia się z tym cudem magicznej techniki przebiła powinność podróżowania dalej w głąb rzeki. Jednak pomimo poszukiwań i zaczerpniętej informacji nie udało się nam dowieść niczego co świadczyłoby o występowania tu świetlistej broni elfów. Tedy ruszyliśmy w dalszą drogę. (...)

Trudno o potwierdzenie prawdziwości tekstu, gdyż niepodobna aby prześladowane elfy panoszyły się (zapewne bezkarnie) po Loren oprowadzając turystów żądnych artefaktów. Magnus Kaltenberger ponadto nigdy nie znał języka fan-eltharin i nie mógł "przetłumaczyć sobie nazwy miecza" (jeżeli już to zapewne korzystano z tłumacza, by się w ogóle porozumieć z ludnością Loren). W dodatku "Skowylot" (w tekście zapisany w transkrypcji Reichspel) nie jest słowem elfim - najstarsza wzmianka tej nazwy znajduje się w Archiwach Zakonu Czerwonego Kruka (Morr) - najbardziej prawdopodobne jest pochodzenie tej nazwy od samego wampirzego rodu Von Ramon - zapewne mającego w przeszłości do czynienia z artefaktem. Do dziś nie wiadomo oficjalnie jak wzmianka ta znalazła się w księgach Zakonu. Zaś "Broń Światła" to nazwa którą elfy nadają co drugiemu swemu wynalazkowi.

Skowylot to duży, szeroki miecz obosieczny. Choć jest całkiem spory a majestatyczne rzeźbienia są powodem do wystarczającego respektu przed nim, to jednak może być z czystym sumieniem traktowany jako zwykła broń jednoręczna. Dobywać jej może każdy - nawet same wampiry, gdyż od samego dzierżenia broni nie ubywa żywotności. Broń jako artefakt jest niezwykle trudna do zniszczenia, kiedy ktokolwiek podejmie się zniszczenia broni i uda mu się to ten - automatycznie otrzymuje od niej jednorazowo K3+3 punktów obrażeń - magiczna iskra przeskakuje od miecza w kierunku jego oprawcy (udany test I z modyfikatorem -20 pozwala na uniknięcie obrażeń). Ale od tej pory artefakt jest oczywiście zniszczony.

Skowylot najprawdopodobniej zbiera moc w pełni Morrslieba. Wtedy broń majaczy się delikatnym złotym blaskiem w oczach każdej, nawet nie-magicznej nawet osoby. Trudno jednak o prawdziwość stwierdzenia "ładować moc", gdyż ta jest niewyczerpalna. Skowylot działa zawsze. Po prostu artefakt przeciwko istotom chaotycznym rozpoznaje czas pełni Morrslieba jako czas sprzyjający Istotom Mroku...

Skowylot jest bronią typowo magiczną. Dla osób posiadających umiejętność wykrywanie magii (i starających się ową magię wykryć) jego ostrze emanuje magiczną poświatą, zaś dla osób pałających się magią nekromantyczną świeci jasnym złotym światłem (kolor niebieski z tekstu jest kolejnym kłamstwem).

Walka ze Skowylotem przeciwko wampirom jest banalnie prosta - walka Skowylotem toczy się "na normalnych zasadach", jak zwykła inna walka, z tym że Skowylot zadaje wampirom podwójne obrażenia.

Ostatni raz Skowylot był widziany w Athel - Loren i prawie na pewno znajduje się tam po dziś dzień. Nie wiadomo, kto jest jego obecnym właścicielem.

ANIPISNĄŁ

[opracowany na podstawie powieści "Skarb Trzynastu Złodziei"]

Anipisnął zwany też czasami jako Miecz Vereny lub Miecz Jeana to jeden z artefaktów owiany niezwykłą tajemnicą. Elfy nazywają go Selethuinagre (Szukający Sprawiedliwości). Stara legenda mówi o nim jako o mieczu, który został podarowany młodemu mężczyźnie, Jeanowi mieszkającego w Couronne przez Boginię Verenę w roku 2452. Rzecz tak dziwna i śmieszna jak i oburzająca przyjąwszy pod uwagę, że Kult Vereny sprzeciwia się notorycznemu używaniu broni. Pierwszym właścicielem był w dodatku pobożny wyznawca Shallyi a nie Vereny - niejaki Jean z Couronne. Wędrując z mieczem po kraju zasłynął w niektórych miejscach pozostawiając po sobie legendy i powieści dotyczące jego niezwykłej misji, jakoby z magicznym mieczem podróżował po świecie szukać sprawiedliwości. Zmarł w małej wiosce w północnej Estalii ukąszony przez jadowitego węża. Od tamtej pory Anipisnął zaginął.

Anipisnął - o czym wiedząc Ci którzy go choć raz widzieli - jest olbrzymim półtorakiem, wykutym ze srebra - cały jest jednolitą srebrną bryłą, włożoną w grubą zdobioną skórzaną pochwę. Miecz nie posiada żadnych ozdób, ani nawet żadnych ornamentów. Kiedyś próbowano ozdobić pochwę, ale okazało się że szwy ozdób odpadły, a wykaligrafowane żelazem napisy zniknęły. Prostota miecza jest uderzająca, tym bardziej, mało kto widział sam miecz, poprzestając na oglądaniu pochwy. Dzieje się tak z jednego powodu: miecza nie można wyciagnąć z niej w dowolnym momencie.

Pomimo wielu prób - siłowych, eksperymentów z różnymi płynami, czy wnikliwymi badaniami miecza nie można wyciągnąć w ogóle. Uczeni są zgodni co do tego, że pochwa i ostrze miecza są ze sobą zrośnięte pomimo różnicy w materiale.

A jednak miecz można wyciągnąć (z łatwością !) tylko wtedy gdy - jak oficjalnie się powiada - pozwoli na to Verena. Mianowicie tylko i wyłącznie przeciwko zbrodniarzom, którzy świadomie dopuścili się kiedykolwiek mordu lub takiego przestępstwa, że zasługują na śmierć - wchodzą w tą grupę wszyscy o charakterze chaotycznym i sporo osób o charakterze złym. O tym czy dana osoba podchodzi pod tą grupę decyduje sam Anipisnął (a w praktyce Mistrz Gry).

Dodatkowym warunkiem musi być rozeznanie posiadacza miecza, który musi wiedzieć na kogo podniesie rękę. Dlatego posiadaczem musi być osoba mądra, która rozpozna choas, a nie ktoś, kto co chwila szarpie miecz by się przekonać czy wyjdzie z pochwy czy nie. Takiej osobie Anipisnął nie usłuży. Drugim warunkiem jest charakter praworządny.

Pomimo, że miecz jest półtoraręczny, nie wymaga stosownej umiejętności. Zachowuje natomiast cechy i charakterystykę broni ciężkiej, z tym wyjątkiem, że powoduje trafienia automatyczne (niekonieczny rzut na WW). Przeciwko istotom chaotycznym obrażenia są podwójne, natomiast każde trafienie ożywieńca powoduje natychmiastową niestabilność.

Walka mieczem w pochwie jest traktowana jako zwykła walka z bronią improwizowaną, a walczący musi mieć umiejętność broń specjalna - półtorak.

Miecz ostatni raz widziany był w dniu śmierci Jeana, w rękach 16-letniej Veronique Cousteau - wówczas sieroty przygarniętej przez niego (bynajmniej nie spełniała warunków posiadacza). Zamierzała dotrzeć do Bretonii. Wedle innych opowieści (głównie na terenie Estalii) - Anipisnął znajduje się w Arabii.
 
 

Jak oceniasz ten artykuł?
[5/5] - Doskonały!
[4/5] - Niezły
[3/5] - Taki sobie
[2/5] - Słaby
[1/5] - Beznadziejny!
Twój komentarz:
Imię/Nick:      Mail:      Strona:
Powiadamianie o odpowiedzi.    (zabezp. przeciw robotom)
  zobacz wyniki
Poleć artykuł znajomemu
Do:
Wiadomość i podpis:
 

(C) Sasha, Gliwice 2001-2009. Wszystkie dokumenty w Grocie Cienia objęte są prawem autorskim. Publikowanie ich na innych stronach netu tylko za wyraźną zgodą autorów.